Świadectwo psychomanipulacji


Jestem matką pozbawioną kontaktu z córką w podstępny sposób zwerbowaną do społeczności baptystów.

Nie mogąc pogodzić się z faktem zaistniałych okoliczności,
pragnę tą drogą przedstawić wszystkim w jaki sposób i jakimi metodami posługują się baptyści rekrutując nowych wyznawców powiększając swą liczebność.
W kontekście przeżytych doznań powinnością moją jest przestrzec i uczulić rodziców aby zwracali uwagę na wszelkie kontakty swoich dzieci z osobami spoza własnego kręgu przynależności religijnej.
Koleżeństwo,przyjaźń,zaufanie(uczucia z gruntu powszechnie akceptowane) są najczęściej wykorzystywane do manipulacji mentalnej na osobie werbowanej do sekty lub grupy kościelnej.
Bądźcie czujni i nie ignorujcie pojawiających się zmian w zachowaniu i upodobaniach bliskiej Tobie osoby.Świadczyć bowiem one mogą o dokonanej na niej psychologicznej manipulacji -

pierwsze niepokojące objawy.

Dotknięta takim doświadczeniem pragnę je na tym blogu przedstawić z nadzieją,że opisana sytuacja stanie się przestrogą dla innych.

Byłam mimowolną, w pełni nieświadomą współtwórczynią dramatu rodzinnego.
Mimowolną,bo nie przewidziałam skutków akceptowanej przeze mnie (nie było zresztą powodu aby postąpić inaczej) przyjaźni córki ze szkolną koleżanką przynależnej do Kościoła Chrześcijan Baptystów.
Sympatyczna,miła i grzeczna dziewczyna ,dobra koleżanka,często bywała w naszym domu.Wyjeżdżały razem na wakacje.
Po powrocie z jednych z ostatnich wspólnie spędzonych wakacji w krótkim czasie w zachowaniu córki pojawiły się zmienne nastroje.
Doskonałe relacje między nami zaczęły się psuć i przybrały charakter wrogości ze strony córki.Urywał się kontakt.
Czas pokazał powód zmian w jej zachowaniu i otworzył oczy na rzeczywistość.Gorzką rzeczywistość dnia w którym usłyszałam -„Matką moją nie jesteś .Od dziś możesz mnie traktować tak jakby mnie samochód przejechał”.
Stała się bardziej wroga,daleka,niedostępna i zagubiona.
Próba jakiegokolwiek porozumienia się spełzała na niczym.
Na moje pytanie dlaczego zachowuje się tak agresywnie,odpowiadała krzykiem„bo tak trzeba,pamiętać będziesz to siedem dni”.Krzyczała, szamotała się rozdarta wewnętrznie,
szalała,okazywała pogardę,obrzydzenie i niechęć do osób sobie najbliższych,poniewierała wszystkimi świętościami w domu.
Na dźwięk mojego głosu dostawała torsji a ciało zmieniało barwę.Próbowałam dotrzeć do niej i zrozumieć powód takiego postępowania.Chciałam jakoś jej pomóc,ale to wszystko wywoływało w niej tylko agresję.Trudno było mi zrozumieć tak diametralną zmianę jej charakteru.Była osobą dojrzałą i samodzielną ,zrównoważoną psychicznie,dobrze rozwiniętą intelektualnie o czym świadczy fakt ukończenia przez nią Uniwersytetu Śląskiego.
Wybiegała z domu mówiąc,że ” biegnie do Boga,prawdy i wolności „.Zaglądała do domu na krótko i bardzo rzadko.
Wychodząc tłumaczyła się pośpiechem i brakiem czasu.
Zrozumiałam,że zachowanie córki jest efektem poddania jej działaniu technikom psychomanipulacji.
Po półrocznej nieobecności wróciła do domu. Myślałam,że wszystko wraca do normy.Byłam w błędzie.
Teraz myślę,że był to swoisty egzamin,test lojalności i odporności psychicznej na wpływ otoczenia zewnętrznego,zwłaszcza rodzinnego.
Był to sprawdzian i ocena psychicznego podporządkowania grupie w której uczestniczyła.
„Wróciła” do domu fizycznie,obca duchem,odległa.
Jedynym wzorem i autorytetem stali się dla niej baptyści.Poza nimi ignorowała cały świat.Stała się wrogiem, nie czuła więzi rodzinnej. Z pasją wyrażała krytykę osób przejawiających bądź okazujących bliskość w stosunku do siebie.Mówiła,że nie może patrzeć na takie zachowanie.Denerwowała ją czułość i dobre słowo.
Sprawiała wrażenie totalnie zniewolonej, obcej,bez potrzeby ciepła rodzinnego i wszystkiego co normalnemu człowiekowi,członkowi rodziny potrzebne.
W niedługim czasie oznajmiła,że wychodzi za mąż.
Mężem miał zostać student WBST -Wyższe Baptystyczne Seminarium Teologiczne w Warszawie.
Na dwa miesiące przed wyznaczoną datą ślubu córka opuściła dom z sobie znanym człowiekiem,informując,że jest to przyjaciel.
Zobaczyłam ją dopiero w dniu jej ślubu który odbył się w Kościele Chrześcijan Baptystów w Katowicach.
Przyjęcie weselne zorganizowane na około 80 osób zostało wydane w niższej kondygnacji kościoła.
Po ślubie wyjechali do Warszawy i zamieszkali w ośrodku Wyższego Baptystycznego Seminarium Teologicznego w Warszawie Radości przy ul.Szczytnowskiej.Po ukończeniu studiów wynajęli pokoik w Warszawie.Przyszedł na świat wnuk,a po nim drugi.Wówczas relacje pomiędzy córką i mną oraz rodziną poprawiły się.
Najwyraźniej nie odpowiadało to mojemu zięciowi.
Pojawiły się intrygi w postaci niejasnych telefonów wskazujących na mnie czym rzekomo wprowadziłam zamęt w ich życiu małżeńskim.
Innym razem ,podczas próby odwiedzin rodziny córki spotkała mnie bardzo przykra niespodzianka.
Córka wyszła na zewnątrz i oznajmiła ,że do mieszkania wpuszczona nie będę,gdyż po ostatniej mojej wizycie dzieci były strasznie rozdrażnione i nie spały po nocach.Banalny pretekst nijak nie pasował do córki jaką znam i wychowałam,dla której,sprzed przystąpienia do baptystów,byłam kochaną mamusią.
Mimo tej przykrej sytuacji mobilizowałam siły i starałam się ją odwiedzać.W czasie tych krótkich spotkań widziałam w oczach córki przejawy hamowanej radości.W rozmowie dały się zauważyć;niepamięć pewnych oczywistych zdarzeń , obojętność i niepewność. Na wstępie pisałam, że córka mówiła,że to co robi czy mówi ” będziesz pamiętać tylko siedem dni”.
Przyszłość pokazała,że mimo upływu czasu wszystko dokładnie pamiętam ,natomiast córka nie.

Izolowanie córki od rodziny i świata ma na celu utrzymywanie jej w stanie ograniczonej świadomości w ramach której narzucone zasady uznane są za jedyne i absolutnie prawdziwe.

Zdumiewająca jest postawa i zachowanie mojego zięcia,który bądź co bądź ukończył Wyższe Baptystyczne Seminarium Teologiczne.
Bez żadnego powodu okazuje wrogość i nienawiść do mojej osoby i całej mojej rodziny.
Któregoś dnia ,kiedy zajechałam do córki,zięć wykrzyczał, że mam się wynosić.Rzucał na mnie moją garderobę i poniżał bez żadnego powodu.Innym razem po prostu wyrzucił mnie za bramę używając siły fizycznej.
Chamstwo i nieprzyjaźń jaką okazywał mi zięć była obserwowana przez panią(opiekunkę-cień),która została mu przydzielona z chwilą rozpoczęcia nauki w Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicznym w Warszawie.
Osoba ta pełniąc funkcję „cienia” sprawowała nadzór nad całością życia rodzinnego mojej córki.Odnosiła się do mnie w sposób arogancki i lekceważący.

Przejawy wrogiego traktowania ze strony zięcia dotknęły również jego rodziców.Rozkładają bezradnie ręce nie mogąc”odnaleźć” dawnego syna ,z którym teraz nie można nawiązać normalnego kontaktu.
Podobnie jak ja od córki usłyszałam,że nie jestem jej matką tak w tym przypadku ojciec usłyszał od syna,że „nie jest jego ojcem „.

Bez wątpienia został baptystą w podobnych okolicznościach jak moja córka i przeszedł podobną drogę transformacji.

Waga wartości jaką prezentuje jest pewnie adekwatna do stawianych mu wymagań w trakcie studiów i po ich ukończeniu.
Przywództwo,kierownictwo,liderowanie,pastorowanie (w tym pewnie nieomylność również) ,psychologia z poszerzeniem zdolności sprawnego komunikowania się i sposobów wpływania na innych,jest wpisane w kształtowanie osobowości studenta Wyższego Baptystycznego Seminarium Teologicznego.

„Uwrażliwienie na wyzwania życia społecznego – rozumiem,że życia rodzinnego także – kształtowanie otwartości na potrzeby innych i gotowość do służby”,to jeden z tematów objętych programem nauczania w Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicznym.

Pozazdrościć skuteczności.

Córka podporządkowana całkowicie,bez własnego zdania, z ograniczoną świadomością oceny sytuacji, nie ma wpływu na swój los,odizolowana,pokorna zamknięta w sobie,obojętna na świat zewnętrzny, zdominowana i dostosowana ,tak to określę,do potrzeb tych którzy nią zawładnęli.
Zamknięte środowisko,nadzorowane do granic kontakty z „obcymi” ludźmi ogranicza szansę na otwartość i konstruktywne myślenie.
Zagrożeniem jest otwarty świat i to co on niesie.
Jest psychicznym więźniem hermetycznego środowiska,skutkiem czego bytuje w izolacji, na marginesie toczącego się wokół życia.Pozbawienie córki swobodnego kształtowania własnej niczym nieskrępowanej rzeczywistości,godzi w jej tożsamość ,
prawo do wolności intelektualnego rozwoju i światopoglądu.

Wnuki od samych narodzin pozbawione są możliwości wszelkich kontaktów z rodzinami tak z jednej jak i z drugiej strony.Wychowywane są jedynie wśród członków kościoła do którego należą rodzice.
Nie mogę pogodzić się z faktem,że w Kościele Chrześcijan Baptystów,będącym przecież,jak w nazwie,chrześcijańskim,opartym na doktrynach Pisma Świętego,relacje rodzinne nie mają wartości.

Kończąc, zacytuję motto mojego profilu:
Od grzechu i mądrość człowieka nie uwolni, popełnić go może każdy.- Mikołaj Gogol
Dodam:

Łatwo go popełnić.Trudno się do niego przyznać.

Matka.

--
Alicja


Czy spotkałeś/aś się z podobnym przypadkiem ?

poniedziałek, 1 grudnia 2014

W poszukiwaniu własnego "ja".Dom modlitwy?Chyba jednak nie !

Protestantyzm

Wyróżniony komentarz jako nowy wpis na blogu.Wysłany 16.11.2014 o 13:20
Moj narzeczony, 3 lata temu wstapil do kosciola zielonoswiatkowego. Niby nie to samo, ale niekoniecznie. Jezdzil na przyklad jako opiekun dzieci, na kolonie organizowane przez babtystow, m.in w Wisle. A teraz o nim….odkad stal sie nowonarodzony, zaczely zachodzic w nim ogromne zmiany. Niestety, w ogolnym rozrachunku na niekorzysc. Wczesniej wesoly, wysportowany facet, trenujacy boks, majacy szereg zainteresowan i wiedze na wiele tematow, stal sie poszczacym, umartwiajacym sie czlowiekiem, z wiecznym smutkiem na twarzy. Kiedy mu mowilam, ze zmienila mu sie twarz, ze jego oczy stracily radosc o blask, mowil, ze blask i radosc ma w sercu, bo odkryl Jezusa….Zrezygnowal ze wszystkiego, co go do tej pory interesowalo, zadnej TV, radia, tylko Bibila, po kilka godzin dziennie. Jadac autobusem, tramwajem, godzine przed snem, modlac sie na grupach tzw. domowych. W pelni zostal zaangazowany do roznego rodzaju „sluzb”. Zbieral pieniadze do kapelusza, czyli tacy., oczywiscie placil dziesiecine. W ciagu roku, z odlozonych wczsniej na mieszkanie 15 tys, nie zostalo nic. A to na sierociniec w indiach, a to na przesladowanych chrzescijan gdzies tam. Z czasem zaczal odsuwac wszystkich do tej pory waznych w jego zyciu. Przyjaciela od 17 lat, o ktorym mowil, ze to takie szczescie posiadac takiego, odsunal bez slowa wyjasnienia. Powiedzialam wtedy z placzem, ze czuje, ze i moj czas nadejdzie…odparl, ze nie, ja jestem narzeczonka…. Na poczatku roku byla juz jedna rozmowa, ze powinnismy poczekac ze slubem, az ja sie nawroce….Po rozmowie z pastorem, ktory rzekomo stwierdzil, ze poblogoslawi nasz zwiazek. sprawa ucichla….Narzeczony podpisal umowe przedwstepna o kredyt na mieszkanie, wplacony byl zadatek, slubu wczesniej nie bralismy z uwagi na to, ze pracowalam kilka lat za granica, a nie w Polsce i to on mial brac kredyt…W ciagu niecalych dwoch tygodni, rozpoczela sie rozmowa, ktora zmierzala niestety nie do szczesliwego finalu, a do ostatecznego rozpadu naszego zwiazku. Mielismy sie pobrac w ciagu 2 m-cy…narzeczony oswiadczyl, ze niewazne jakim jestem czlowiekiem, najwazniejsza okazala sie swiadomosc, ze nie jestem na drodze do zbawienia…ze nie ide za Jezusem. Jeszcze jednego dnia rozmawialismy, mowil, ze bedzie ratowal nasz zwiazek, ze pojdzie na terapie, a po 3 godzinach z radoscia mi oznajmil, ze wszystko bedzie dobrze, ale ze Bog ma dla nas plan i tym planem nie jest nasze malzenstwo….Ze wszyscy, na kosciele ulicznym, na ktory poszedl modlili sie o niego i on poczul obecnosc boza…wiec malzenstwem byc nie mozemy, bo im blizej okreslal sie w terminie nasz slub, tym on bardziej czul, jak sie oddala od Boga…Nie pomogl moj placz… Zrezygnowal z mieszkania, z planow i wyprowadzil sie domu rodzinnego, do pokoiku ze studentami. On sam jest po 30-tce. Mieszka w 6 metrowym pokoiku, „w ktorym jest materac, szafa, biurko i kaloryfer, wszystko, co trzeba” Wielbi Jezusa pare godzin dziennie, spiewaja piesni uwielbienia i modla sie po kilka godzin…..Zal mi serce sciska, bo nie dosc, ze czuje ze zmarnowalam sobie zycie, to kiedy na niego patrze, a jeszcze kiedy slysze co mowi, wiem, ze zrobili z niego czlowieka marionetke. Na zawolanie ludzi ze wspolnoty. Codziennie dostawal smsy od jednej „siostry” z cytatami z Pisma. Inwigilacja na calego…Jest mi okropnie smutno. Przestrzegam innych, jesli nie jestescie silnego charakteru, nie bawcie sie w zadne koscioly zielonoswiatkowe, babtystyczne, czy ogolnie charyzmatyczne. Upiora wam mozg, zanim sie zorientujecie. Moj narzeczony byl kochanym, cudownym czlowiekiem…czuje sie, jakby umarl…